Gdy kilka lat temu
czytałem w “Aurze” o absurdalnej regulacji rzeki Soły sądziłem, że to tylko
ostatnie podrygi dziś już bezwładnej, a napędzanej przez wiele lat machiny
melioracyjnej. Mogłem tak uważać, ponieważ w wielu rejonach kraju regulacja
rzeki jest dziś jednoznacznie interpretowana jako zabieg zbrodniczy w stosunku
do przyrody, a bezmyślny w odniesieniu do potrzeb człowieka oraz sensownie
rozumianej ekonomii.
W wielu krajach Europy
już prawie 20 lat temu zaniechano betonowania brzegów rzek, prostowania
koryt, usuwania drzew i innych elementów zabudowy biologicznej. Wprost
przeciwnie, tam gdzie tego typu ingerencja w środowisko naturalne miała
miejsce (w prawie całej Europie, ale było to kilkadziesiąt lat temu, gdy
nie rozumiano jeszcze ekologicznego i gospodarczego znaczenia naturalnie
płynących cieków) wykonywane są dziś zabiegi renaturyzacji cieków; betonowa
zabudowa jest w całości zrywana, a rzece pomaga się powrócić do stanu naturalnego,
świadomie tworząc zakola, wrzucając sterty kamieni burzących wodę i urozmaicających
jej spływ, sadzi się drzewa nie czekając nawet na naturalną sukcesję.
Największa część krajobrazów
godnych ochrony znajduje się dzisiaj w zasięgu wykorzystania gospodarczego.
Tradycyjny krajobraz jest niszczony z szybkością, która w zestawieniu z
długością jego powstawania ma charakter katastrofy. Z tego względu dla
ochrony przyrody, jak również dla ochrony umierającego piękna tak potrzebnego
człowiekowi jest ważne, aby ratować przed błędną ludzką ingerencją każdy,
nawet najmniejszy skrawek zachowanej naturalnej przyrody. Musimy w końcu
zrewidować pojęcie nieużytki - są to jedynie obszary zdewastowane przez
człowieka, przemysł, niepotrzebne melioracje i regulacje. Przyroda sama
nie rodzi nieużytków. Bagna i krzaki mają sens i cel istnienia. I to dużo
ważniejszy niż kilka portfeli oczekujących na pieniądze w zamian za wykonaną
bezsensowną regulację rzeki.
Niebezpieczeństwo szybkiego
odprowadzania wody w dół uregulowanych rzek dostrzeżono już dawno, ale
dopiero powtarzające się powodzie w dolinie środkowej Wisły, czy prawie
coroczne wylewy rzek Niemiec i Holandii bardzo spektakularnie zobrazowały
ten proces. Holendrzy mają dzisiaj pretensje do Niemców, że to właśnie
ich wyprostowane i wybetonowane rzeki są przyczyną nieszczęść, jakie przynosi
ze sobą powódź. Być może ktoś powie, że regulacja kilkuset metrów czy kilku
kilometrów rzeki to nie tragedia. Być może ktoś sądzi, że woda i tak dopłynie
z gór, a więc osuszenie jakiegoś niewielkiego fragmentu nie ma dużego znaczenia.
A jeżeli górale też zechcą trochę zarobić i wyregulują górskie potoki,
osuszą zbocza? Skąd wówczas dopłynie woda do miast, gdy jej lokalne źródła
zlikwidujemy? Mieszkamy w jednym kraju i wspólnie odpowiadamy za jego stan
ekologiczny.
Lasy łęgowe (nieważne,
duże czy małe) porównywane są w literaturze do tropikalnych lasów deszczowych,
zarówno z powodu olbrzymiej różnorodności biologicznej tych ekosystemów,
jak i z uwagi na niespotykaną gdzie indziej zdolność do produkcji olbrzymiej
ilości biomasy. A biomasa ta przyrasta tak szybko właśnie między innymi
dzięki biogenom, które zatrzymane i pobrane przez zadrzewienia łęgowe nie
dotarły do cieku, a więc nie spowodowały jego zanieczyszczenia. W badaniach
ekologicznych zwraca się dziś olbrzymią uwagę na istnienie i funkcje ekotonów
i korytarzy ekologicznych. Takim ekotonem jest zawsze obszar zalewowy,
obdarzony przez naturę bardzo ważną i specyficzną rolą do spełnienia. Jest
to naturalna bariera zapobiegająca zanieczyszczeniom wód, a równocześnie
bardzo skuteczna, biologiczna oczyszczalnia ścieków. (Warto o tym wspomnieć,
bo z praktyki widać, że nie wszyscy to rozumieją iż jest to oczyszczalnia
najbardziej ekonomiczna, do której społeczeństwa nie muszą nic dokładać.)
Lasy łęgowe wykazują
niespotykaną gdzie indziej w naszej strefie klimatycznej zdolnoć do produkcji
olbrzymiej biomasy.
Fot. Jan Żarnowiec |
Nie uregulowane cieki
są naturalnym korytarzem ekologicznym pozwalającym na migrację gatunków,
a więc zapewniającym łączność między lokalnymi, często wymierającymi populacjami.
Musimy zrozumieć, że wśród tych ginących gatunków zwierząt większość to
sprzymierzeńcy człowieka, bez których trudno sobie wyobrazić np. kontrolowane
wielkości populacji szkodliwych gryzoni czy owadów. Natomiast rzeka uregulowana
zaliczana jest do najtrudniejszych barier, dla większości gatunków zwierząt
nie do przebycia. Zamiast więc niszczyć pozostałości lasów łęgowych, należy
raczej starać się je rozszerzać, tworząc w ten sposób również znakomite
miejsca odpoczynku dla ludzi nad czystszą, bo naturalnie chronioną wodą.
Celem działania administracji
Oświęcimia powinno być trwałe zalesienie obszaru łęgowego doliny Soły.
Z wielu powodów. Miasto to odwiedzają turyści. Wielu z zachodniej Europy.
Szwajcarzy, Niemcy, Francuzi nie przyjadą do naszych hoteli naszymi autostradami.
Mają i będą mieli lepsze. Przyjeżdżają natomiast w Bieszczady, cmokają
z zachwytu nad dzikim Sanem, klękają (to fakt!) przed Bieszczadzkimi lasami.
Latem to właśnie głównie oni przyjeżdżają nad Bagna Biebrzańskie. I na
pewno zechcą oglądać naturalne lasy łęgowe Soły. Zostaną dłużej, powrócą.
Wiele razy. Zostawią pieniądze dla całego społeczeństwa mądrego regionu,
który nie dopuścił do zniszczenia piękna przyrody. Tak wygląda scenariusz
optymistyczny i realny. No chyba, że zwycięży inny. Że wygrają firmy biorące
pieniądze za wycinkę drzew i regulację rzeki. Zabiorą je jeden jedyny raz,
a miasto zubożą o jeden z ważnych dzisiaj magnesów przyciągających turystów.
Lasy i zarola nadrzeczne
przechwytują spływające ze zlewni zanieczyszczenia. Stanowią one najlepszą
naturalną oczyszczalnię biologiczną. Fot. Józef Bebak. |
Obserwacje i doświadczenia
wykonane również w naszym kraju dowiodły, że regulacja ogranicza zdolność
do samooczyszczania się wód od kilkunastu do nawet kilkuset razy. Rzeka
“tylko” uregulowana staje się ściekiem, bowiem zniszczony w niej został
cały system oczyszczania wód już płynących, jak i docierających do koryta
rzeki. Zabudowa biologiczna cieków (drzewa, krzewy, roślinność bagienna
trawiasta) przechwytuje spływające ze zlewni zanieczyszczenia, które w
tym miejscu należy rozumieć bardzo szeroko. Wystarczy duża ilość azotu,
fosforu i innych pierwiastków docierających z obszarów rolniczych, aby
rzeka uregulowana, pozbawiona dopływu innych zanieczyszczeń stała się ściekiem.
Wiele lat temu gdy po raz pierwszy zrozumiano ten proces, nie bardzo wierzono,
że tak pozornie “niewinny” zabieg jak regulacja cieku może spowodować tyle
negatywnych skutków. Szukano innych źródeł zanieczyszczeń, ale najczęściej
ich nie znaleziono. Zdegradowana, oszpecona, zredukowana w swojej różnorodności
biologicznej przyroda nie jest w stanie spełniać swoich pierwotnych funkcji.
Drzewa najbardziej pogardzane
przez meliorantów i urzędników (wierzby, olchy) posiadają największe zdolności
do szybkiego pobierania olbrzymich ilości biogenów. Powszechnie wiadomo,
że jedna dorodna wierzba potrafi w okresie wegetacyjnym skutecznie opróżniać
duże szambo, robi to za darmo, chroniąc wody gruntowe i płynące przed zanieczyszczeniami.
Uzupełnieniem jest rosnąca nad brzegami zabagnionych cieków roślinność
szuwarowa, dziś powszechnie wykorzystywana w oczyszczalniach hydrobotanicznych.
Na obszarach wiejskich zniszczono naturalne systemy oczyszczania wód z
biogenów, co dziś powszechnie uznaje się za podstawową przyczynę gwałtownej
degradacji jakości wód, w tym środowisku teoretycznie nie zanieczyszczonych.
Równie ważną rolę ochronną pełnią występujące często w dolinach rzek torfowiska,
niestety totalnie zdewastowane w skali prawie całego kraju. Co więcej,
te zdegradowane środowiska podmokłe, z natury bardzo żyzne, w procesie
osuszania i degradacji stają się dodatkowym źródłem doprowadzania do wód
dużych ilości uwalnianych w procesie szybkiej mineralizacji substancji
biogennych.
Bardzo często pozornym
“argumentem” wykorzystywanym w dyskusji na temat regulacji niektórych odcinków
rzek są dzikie śmietniska zlokalizowane na obszarach zakrzaczonych nad
brzegami rzek. Mówiąc dokładnie, jedno zło jakim jest bezmyślne wysypywanie
śmieci nad brzegami rzek, usiłuje się zwalczać za pomocą drugiego zła,
znacznie poważniejszego w skutkach, jakim jest regulacja cieków i niszczenie
ich zabudowy biologicznej. Różnica (po regulacji) polega najczęściej na
tym, że śmieci wyrzucane są wówczas bezpośrednio do cieków. Można bez ryzyka
popełnienia błędu przyjąć, że za pieniądze które nie zostaną bezmyślnie
wyrzucone w prostowanie i betonową zabudowę rzek, można stworzyć bardzo
sprawny system gromadzenia, segregacji i utylizacji śmieci. Tego typu działania,
absolutnie niezbędne, trzeba będzie podjąć w najbliższym czasie w każdej
miejscowości. A może zacząć od dziś, rezygnując z finansowania bezsensownych
zamierzeń regulacji cieków.
W literaturze spotykamy
bardzo wiele typów regulacji rzek. Niektóre polegają na prowadzeniu robót
hydrotechnicznych również w korycie rzeki. Tego typu działania (pomijając
rzeki żeglowne) zostały dawno zaniechane praktycznie w całej Europie. Ich
rezultatem jest zbyt gwałtowne odprowadzanie wody, zagłada nisz ekologicznych,
tarlisk, naturalnych systemów natleniania i oczyszczania wody. Rzeka traci
wówczas swoje zdolności homeostatyczne i autoregulacyjne. W wielu systemach
proponuje się betonowanie brzegów. Jest to metoda wyjątkowo droga i dająca
najwięcej negatywnych skutków w odniesieniu do lasów łęgowych jak również
całego systemu oczyszczania.
Jednak bez względu na
to o jakiej metodzie regulacji mówimy, przynosi ona zawsze więcej skutków
negatywnych niż pozytywnych. Przyroda w każdym miejscu stworzyła rozwiązania
optymalne, których jedną z ważniejszych cech jest również to, że stoją
one na straży czystości środowiska. Każdy, nawet niewielki uszczerbek zmniejsza
niezawodność systemu. Celem działania człowieka powinno więc być maksymalne
wykorzystanie naturalnych zdolności przyrody do oczyszczania środowiska,
przy równoczesnym zachowaniu piękna natury. Działania takie (niekiedy po
prostu wystarczy zaniechać jakichkolwiek działań) dają szanse zachowania
walorów niepowtarzalnego środowiska naszego kraju dla przyszłych pokoleń.
Regulacja ogranicza
zdolnoć do samooczyszczania się wód od kilkunastu do nawet kilkuset raszy.
Fot. Piotr Rymarowicz. |