Robert Wawręty
Federacja Zielonych - Oświęcim

Nieujarzmiona natura


Tegoroczne wrześniowe powodzie są za zaledwie namiastką tego, co czeka nas w niedalekiej przyszłości jeśli elity rządzące nie dokonają radykalnej zmiany polityki w stosunku do polskich rzek i lasów. Niemcy, Holendrzy, Belgowie i Francuzi potrafili wyciągnąć odpowiednie wnioski po tragedii jaka wydarzyła się w Boże Narodzenie 1993 roku. Wtedy to rezultatem powodzi były “nie tylko” gigantyczne straty materialne, ale również liczne ofiary ludzkie. Czy nas także najpierw musi dotknąć podobne nieszczęście żeby następnie zrozumieć co jest jego przyczyną? Czy może jednak wystarczy jedno “burzliwe” lato tego roku?

W nocy z 7 na 8 września br., w wyniku ciągłych opadów deszczu, poziom wód w potokach i rzekach południowej Polski podniósł się o kilka metrów, przekraczając stan zagrożenia powodziowego. Wkrótce alarm powodziowy ogłoszono już w dziewięciu województwach naszego kraju. Największe spustoszenie żywioł pozostawił na terenie województwa bielskiego. Zniszczeniu lub uszkodzeniu uległo tutaj kilka mostów, ulic, kilkaset gospodarstw rolnych znalazło się pod wodą, kilkadziesiąt rodzin trzeba było ewakuować. Straty z tytułu powodzi oszacowano tu na kwotę 165 milionów złotych.

Nie przypadkowo najbardziej poszkodowanymi byli mieszkańcy Podbeskidzia, a zwłaszcza ci zamieszkujący obszar powyżej systemu trzech zapór. Największe kłopoty sprawiła tutaj rzeka Soła wraz ze swoimi dopływami.

Od kilku lat na Podbeskidziu prowadzona jest rabunkowa gospodarka leśna. Obszar ten, niegdyś bujnie porośnięty roślinnością, w przeciągu krótkiego czasu - tj. od wejścia w 1992 roku nowej ustawy o lasach - na powierzchni wielu hektarów został niemal zupełnie ogołocony. W przeciwieństwie do poprzedniej regulacji prawnej nowa ustawa nie nakłada już na prywatnych właścicieli obowiązku cechowania ściętych drzew, brakuje w niej również przepisów karnych za wyrąb bez zezwolenia. Efektem wycięcia zbyt dużej części drzewostanu jest dzisiaj znaczne zmniejszenie naturalnej retencji (wchłaniania i magazynowania wody). Po obfitych opadach - zamiast kilku dni, woda schodzi z gór zaledwie w przeciągu kilkunastu godzin, bardzo szybko zasilając rzekę płynącą w dolinie. Im węższe jest koryto i łożysko powodziowe tej rzeki (koryto łącznie z obszarem zalewowym), oraz im szybciej następuje spływ wody ze zboczy górskich, tym wyższa jest kulminacja wezbrania. Istniejąca niegdyś w górach naturalna szata roślinna hamowała powierzchniowy spływ wody, i stwarzała lepsze warunki infiltracji w głąb ziemi. Ponieważ krążenie wód w glebie jest powolne, woda z dużym opóźnieniem przedostawała się do koryt rzecznych. Powszechnie wiadomo, że dzięki nagromadzeniu dużej ilości próchnicy i korzeniom drzew wchodzącym głęboko pod ziemię, przepuszczalność gleby leśnej i jej wodochłonność są znacznie większe niż np. gleby na polu ornym lub łące. Niestety pozbawione drzew zbocza górskie w znacznym stopniu utraciły zdolność pochłaniania wody opadowej, efektem czego był sześciometrowy poziom rzeki Soły.
 
Regulacja nie chroni przed powodzią. Fot. Piotr Rymarowicz.

Przyspieszeniu odpływu wód sprzyjała dodatkowo przeprowadzona bezmyślnie regulacja dużej ilości cieków górskich. Koryta strumyków, w wielu miejscach skrupulatnie obetonowane bądź wyłożone kamieniem oraz wyprostowane, powodowały ponad dwukrotne zwiększenie prędkości wody. W związku z tym następowało gwałtowne zasilanie Soły. Zwiększenie prędkości powodowało automatycznie wzrost niszczycielskiej siły żywiołu.

W przypadku przewidzianych - ze względu na zagrożenie powodziowe - regulacji rzek, naukowcy proponują dziś m.in. wykonywanie na newralgicznych odcinkach tzw. kanałów ulgi. Kanały te łączące początek i koniec takiego zagrożonego odcinka przejmują nadmiar wód powodziowych. Również interesującym rozwiązaniem technicznym są poldery, czyli swego rodzaju zbiorniki retencyjne umiejscowione na terenach zawala i zalewane w czasie wezbrań przekraczających określony poziom wody w korycie międzywala. Każdy polder gromadząc wodę powoduje spłaszczenie wysokości fali powodziowej. Jego wybudowanie w znacznym stopniu ogranicza kosztowne prace z zakresu ochrony przeciwpowodziowej na niżej położonych odcinkach. Wpuszczanie wody do polderów przy wysokich stanach wód w rzece oraz przetrzymywanie jej w celu nasycenia gleby z zamiarem późniejszego jej stopniowego wypuszczania pozwala równocześnie na utrzymanie cennych przyrodniczo środowisk.

Do zwiększenia zagrożenia powodziowego przyczyniła się w wielu miejscach mała odległość wałów przeciwpowodziowych od koryta rzeki Soły. Tak usytuowane, radykalnie ograniczały naturalną powierzchnię rozlewiska powodując spiętrzanie wody i wylewanie jej poza ich obręb. Obecnie wiadomo, że odsunięcie wałów od koryta rzeki przynosi znaczne korzyści. Zdaniem doktora Wojciecha Jankowskiego z Instytutu Ochrony Środowiska we Wrocławiu “(...) wysokość wałów może być wtedy niższa, a dzięki większej pojemności międzywala obniży się poziom wezbrań, spadnie prędkość przepływu wód powodziowych, mniejszemu zniszczeniu ulegną brzegi rzeki i roślinność. Większa powierzchnia dna doliny polepszy warunki filtracji wód powodziowych przez podłoże, zwiększy się retencja dolinowa zmniejszając ryzyko katastrofalnych powodzi na niżej położonych odcinkach rzeki. (...) Jeśli likwidacja wałów lub ich odsunięcie jest gdzieś niemożliwe, można wykonać w nich przepusty lub miejscowe obniżenia w celu umożliwienia kontrolowanego nawadniania terenów zawala przy wyższych stanach wód w rzece. (...)”
 
Regulacja nie chroni przed powodzią. Fot. Piotr Rymarowicz. 

Pomimo wielu rozwiązań technicznych wciąż istnieją w Polsce zwolennicy metod które nie sprawdziły się w praktyce. Reguluje się dosłownie wszystko: najmniejsze nawet strumyki górskie, najpiękniejsze rzeki przekształca się w kanały ściekowe. Przy okazji prac regulacyjnych - czy jak niektórzy wolą “prac porządkowych” - co najmniej w 80% karczowana jest zieleń znajdująca się w obrębie projektowanej inwestycji. Zieleń, która w praktyce stanowi najlepsze zabezpieczenie przed powodzią i najlepsze - bo naturalne - wzmocnienie struktrury brzegów rzeki. I żadnego wykonawcy nie obchodzi to, że wycina często kilkusetletnie drzewa i niszczy rośliny chronione, czy inną zabudowę biologiczną stanowiącą schronienie dla kilkudziesięciu gatunków ptaków chronionych. Najważniejsze, że może cokolwiek robić bez względu na skutki.

A w jakim celu prowadzone są prace regulacyjne? W celu - jak twierdzą wykonawcy - przyspieszenia spływu wody poprzez usunięcie roślinności i - podobno - wzmocnienia brzegu. Później, wbrew powyższym twierdzeniom (w przypadku prowadzenia regulacji przy użyciu modnego ostatnio tzw. naturalnego narzutu kamiennego) z powrotem sadzi się roślinność. Tylko naiwni wierzą, że przy obecnym typie myślenia wykonawców można tym sposobem przeprowadzać regulacje bez większego uszczerbku na środowisku.

Ekolodzy ostrzegają przed zgubnymi konsekwencjami obecnie prowadzonej polityki wodnej, a Okręgowe Dyrekcje Gospodarki Wód z błogosławieństwem Ministerstwa “Ochrony” Środowiska dalej regulują. Przeprowadzane “prace porządkowe”, to nie tylko totalna degradacja środowisk rzecznych i zwiększanie zagrożenia powodziowego, ale również: ograniczenie naturalnych zdolności samooczyszczających rzek, obniżenie poziomu wód gruntowych oraz - w wyniku przyspieszonego odprowadzenia wód - bezpowrotnie utracone zasoby. Nawiasem mówiąc w Polsce są one trzykrotnie mniejsze niż w Europie.
 
Przyspieszony odpływ wód z górnych uregulowanych odcinków rzek jest przyczyną zalewania terenów leżących poniżej.
Fot. Piotr Rymarowicz. 

Z punktu widzenia gospodarczego i ochrony powodziowej szczególny nacisk należy więc położyć dziś nie na regulacje, ale na stopniową renaturalizację polskich rzek. Powinna wreszcie w praktyce zacząć obowiązywać zasada, że przyczyny powodzi nie szuka się na terenie miast ale w całej zlewni. Niezbędna jest rozbudowa wszelkiego rodzaju niewielkich zbiorników retencyjnych - głównie w górnych biegach rzek. Inwestycje tego typu trzeba prowadzić po uprzednim nasadzeniu w górach lasów i uwzględnieniu naturalnych możliwości magazynowania wody. Oczywiście budowa sztucznych zbiorników nie może odbywać się w miejscach w których nastąpiłoby zachwianie równowagi ekologicznej.

Duże oczekiwania wiąże się obecnie także z reintrodukcją bobrów. Te inteligentne zwierzęta doskonale sterują gospodarką wodną. Planowe ich osiedlanie pozwala w wielu miejscach na rezygnację z budowy sztucznych zapór na ciekach. Przeczuwając nadchodzący okres intensywnych opadów bobry rozszczelniają tamy i spuszczają wodę ze zbiorników w których żyją. Jeśli natomiast zbliża się okres suszy uszczelniają tamy gromadząc zapasy wody.

Konieczna jest również modernizacja starych i budowa nowych wałów przeciwpowodziowych w dużych odległościach od rzeki. A tam gdzie jest to możliwe oddalenie ich od koryta cieku. W przyszłości nie może dochodzić do tak absurdalnych sytuacji jak w Oświęcimiu, gdzie z budżetu miasta finansuje się prace prowadzące do degradacji ostatnich naturalnych terenów w mieście, a istniejące wały przeciwpowodziowe - wg ostatnio przeprowadzonych badań - mają zachwianą stateczność. Ma to miejsce np. na prawym brzegu Soły na wysokości ul. Solskiego oraz na lewym brzegu na wysokości osiedli Zasole i Błonie. Należy również pójść za przykładem francuskim i dać osobom zamieszkującym tereny najbardziej narażone na zalanie szansę osiedlenia się w innym miejscu.